Szkolny kurs fizyki i doświadczenie życiowe skłaniają nas do analizowania zjawisk przyrodniczych w kategoriach liniowych. Tymczasem to odstępstwa od zachowania liniowego sprawiają, że natura jest, jaka jest.
Wyobraźmy sobie układ fizyczny, na który działa jakiś impuls, sygnał zewnętrzny. Układ reaguje, czy też, jak to lubią mówić fizycy, odpowiada na zewnętrzny impuls. Na przykład sprężyna wydłuża się, zmienia się prąd płynący przez opornik, zmienia się trajektoria ruchu ciała. Cóż w tym kontekście oznacza liniowość? Dwie rzeczy. Po pierwsze, że skutek jest proporcjonalny do przyczyny. Jeżeli na sprężynę zadziałamy dwukrotnie większą siłą, jej wydłużenie wzrośnie dwa razy. Jeżeli napięcie na oporniku spadnie trzykrotnie, trzykrotnie spadnie natężenie płynącego przezeń prądu. Dlatego intuicyjnie spodziewamy się, że zmiana warunków zewnętrznych o 50% może spowodować znaczną zmianę stanu układu, ale gdy warunki zmienią się o 0,1%, wywołaną tym zmianę stanu można pominąć. Po drugie, jeżeli na układ działają dwa impulsy niezależne, nie zakłócają się nawzajem, a odpowiedzi układu dodają się. To samo można powiedzieć o trzech, czterech – i tak dalej – impulsach. To właśnie dzięki temu drgająca struna lub membrana może przenosić dźwięki złożone, a fale elektromagnetyczne mogą służyć do przekazywania informacji na odległość.
Wiele podstawowych praw fizyki ma charakter liniowy. Prawami takimi są druga zasada dynamiki Newtona, opisujące elektromagnetyzm równania Maxwella, prawo Ohma, równanie Schrödingera, a także prawa sprężystości czy wreszcie tak zwane „równania fizyki matematycznej”, w tym równanie falowe i równanie dyfuzji. Od strony matematycznej liniowość oznacza elegancję i prostotę opisu. Jednak w wielu przypadkach liniowość jest tylko użytecznym przybliżeniem, tym bardziej, że w przyrodnie nie istnieją ciała idealnie sprężyste czy idealne oporniki.
Większość zjawisk przebiega nieliniowo. Weźmy klasyczny przykład, grawitacyjny problem trzech ciał. O ile problem dwu ciał (gwiazda i planeta) posiada eleganckie rozwiązanie (orbity ciał są krzywymi stożkowymi, których parametry łatwo wyliczyć), o tyle problem trzech ciał (gwiazda podwójna i planeta) prowadzi do nieregularnych i niestabilnych orbit. Grawitacja ma charakter nieliniowy – jest to prawdą tak na gruncie teorii Newtona, jak i Einsteina. Innymi przykładami zachowań nieliniowych są chaos, turbulencje, dynamika atmosfery, elementy półprzewodnikowe (na przykład diody, tranzystory), zmiany stanów skupienia i inne przejścia fazowe, nadprzewodnictwo i nadciekłość, a także oddziaływania cząstek elementarnych, opisywane przez Model Standardowy. Ważną cechą układów nieliniowych jest to, że odpowiedź na impuls zewnętrzny zależy nie tylko wielkości impulsu, ale także od aktualnego stanu układu. Jeśli rzeczywistą, nieidealną sprężynę pozostającą w pobliżu swojego stanu równowagi obciążyć niewielką siłą, spowoduje to niewielkie wydłużenie sprężyny. Jeżeli jednak ta sama sprężyna już będzie bardzo rozciągnięta, dodanie równie niewielkiego obciążenia może spowodować jej trwałe odkształcenie.
W przypadku jednowymiarowym nieliniowość może oznaczać, że dwa niezależne impulsy działające na pewien układ wzmacniają się wzajemnie – tak, że odpowiedź na dwa impulsy jest większa od sumy odpowiedzi na każdy z nich z osobna – lub przeciwnie, impulsy mogą się wzajemnie osłabiać, a nawet współistnienie obu typów reakcji! W przypadkach wielowymiarowych sytuacja może być jeszcze bardziej skomplikowana. O ile więc liniowość oznacza prostotę opisu, o tyle nieliniowość oznacza większy stopień skomplikowania, ale prowadzi do ciekawych, niekiedy zaskakujących zachowań.

Rozpatrzmy na koniec układ nieliniowy, opisany przez potencjał z dwoma minimami, L oraz P. W otoczeniu każdego minimum działają siły, oznaczone na rysunku niebieskimi strzałkami, które starają się sprowadzić układ do stanu stabilnego. Jeśli nasz układ znajduje się w lewym minimum potencjału, a zaburzenie zewnętrzne przerzuci go do któregoś ze stanów stanu A, B lub C, nic wielkiego się nie stanie, gdyż „niebieskie” siły znów sprowadzą go do punktu wyjścia. Jeśli jednak zaburzenie przerzuci układ do stanu D, a więc na drugą stronę bariery oddzielającej oba minima, „niebieskie” siły sprowadzą układ do prawego minimum, które może oznaczać zupełnie inny stan, inne właściwości układu. Przejście ze stanu B do C jest większe niż ze stanu C do D, ale to skutki tego drugiego, pozornie mniejszego przejścia, mogą być o wiele większe. Znane przysłowie mówi o ostatniej słomce, która złamała grzbiet wielbłąda. Wszyscy zetknęliśmy się z sytuacją, w której drążek, deska, półka, torba na zakupy – na szczęście raczej nie żywy wielbłąd – wytrzymuje stopniowe zwiększanie obciążenia, aby raptem, po dodaniu czegoś małego, nagle pęknąć, złamać się. Odpowiada to przejściu z otoczenia lewego do otoczenia prawego minimum na powyższym rysunku. Ostatnia słomka, ostatni pakuneczek włożony do torby, byłby w tym języku przejściem ze stanu C do D.
Pisałem niedawno o zmianach klimatu. Jednym z często podnoszonych argumentów przeciwko hipotezie o antropogenicznym globalnym ociepleniu jest to, iż ludzkość odpowiada za mniej niż 5% całkowitej emisji CO2 – ponad 95% pochodzi ze źródeł naturalnych, niezależnych od ludzkiej aktywności. Czy 5% może wywołać jakieś radykalne zmiany?! Ano, może, gdyż klimat jest układem wybitnie nieliniowym. Akumulujące się w atmosferze ludzkie przyczynki do emisji CO2, choć same w sobie niewielkie, mogą się kiedyś okazać taką ostatnią słomką.
(Tekst pierwotnie ukazał się 3 sierpnia 2010 na blogu Tygodnika Powszechnego, który za chwilę zostanie zamknięty.)